sobota, 11 kwietnia 2020

Dzień z życia Elizy #5



Kiedy będzie koniec ?


Jedyne co mogłam zrobić to jak najszybciej się odstresować. Niestety...
-Dlaczego to zrobiłaś ? Przez jakiś głupi samochód ?
-Ty chyba nie zdajesz sobie sprawy z powagi tego co sama przed chwilą powiedziałaś ?
-Mogą cię za to wywalić ze szkoły !
-Wtedy ja tą blondynkę z życia wywalę
- Eliza ! opanuj się - drąc gębę uderzyła w deskę rozdzielczą
-Słuchaj kurwa, albo szanujesz mój samochód albo z niego wypierdalaj. - zacisnęłam ręce na kierownicy, ledwo powstrzymując się przed uderzeniem jej. Dojechałyśmy do salonu samochodowego. Pracował tu dobry znajomy ojca. Oszczędzę wam tego całego zamieszania. Samochód wybrałam po 3 godzinach, połowę tego czasu zajęły jęki i stęki Nikol, no ale cóż, no i wiadomo jeszcze gadka szmatka ze znajomym ojca.




Kiedy miałam już odjechać w stronę warsztatu, do którego już i tak byłam spóźniona swoją drogą, Nikol zaczęła mi sie pakować do auta.
- Idź rzesz, ojciec albo matka po ciebie przyjedzie
- Ale jak to ?
- Tak to, nie mam domu po drodze, a jestem juz spóźniona. Narka - powiedziałam i odjechałam. Po drodze jeszcze do mnie wydzwaniała, odebrałam bo nie zauważyłam że te 4 połączenie to znowu od niej, - Czego ?...No...Jak tak bardzo ci się spieszy do domu to z buta możesz zapierdalać....Ja cie nienawidzę, a nie że cię nie lubię, nie lubiłam cię to ja cie wtedy jak się urodziłaś...No...Ta.. Dlaczego? Wiecznie kurwa się oglądasz na kogoś jak nie na ojca, to na matkę jak nie na matkę to na mnie, a jak ojciec zapierdalał dzień i noc ? To jak było ? Tydzień go musiało w domu nie być żebyście zauważyły....Do kasy kurwa pierwsze...A jak był chory ?.....A jak był głodny?...A weź już spierdalaj! - rozłączyłam się. Zakład należał do ojca, ja miałam go przejąć w przyszłości, co nie oznaczało że tylko dlatego tam przychodzę. Od małego lubiłam spędzać czas z ojcem i samochody, więc połączenie tych dwóch rzeczy było dla mnie rajem. W warsztacie czułam się wolna. Z tych nerwów zakręciło mi się w głowie i poczułam się słabo, nienawidzę takich momentów... Zjechałam na pobocze żeby się zatrzymać, wysiąść i zdecydowanie ochłonąć. Nagle śmignął mi przed oczami szybki, czarny motor, przez tego barana jeszcze bardziej zaszumiało mi tylko w głowie. Oparłam się o maskę i siedziałam tak jak ta tirówka czekająca na klienta, jakiegoś starego obrzydliwego zboka. Kiedy juz doszłam do siebie podjechał do mnie ten motorzysta? motorniczy ? Nie wiem jak się nazywają ci dawcy organów. 
- Gdzie twoja krótka spódniczka ? - "dawca" zdjął kask i okazał się nim, nie  kto inny jak Kastiel.
- W dupie - po głupkowatych przekomarzaniach oboje pojechaliśmy na tej machinie śmierci, z silnikiem od kosiarki do warsztatu. Nie traktujcie mnie jako egoistki, ale nie mam zamiaru opowiadać o tym jak ten palant, wpakował mnie na motor, ale potraktował mnie jak szmacianą lalkę.. o Jezusie Chrystusieńki,  albo gorzej jak głupią blondynkę.. co on sobie wyobraża.. Strasznie nienawidzę tych maszyn kosiarko-podobnych. BYŁO ZIMNO!! Więc trzęsłam się jak owca na środku pastwiska otoczona stadem lisów. Chłopak chyba to wyczuł bo zatrzymał się na jednym z parkingów. 
- Czego się tak boisz, gdybym chciał się zemścić za potrącenie mnie to nie ryzykowałbym swoim życiem - powiedział chłopak nie schodząc z motoru. 
- Wcale sie nie boję, zimno mi po prostu - Kastiel westchnął i zdjął z siebie czarną, skórzaną kurtkę. 
- Zakładaj
- Nie potrzebuje twoich szmat
- Ale ja potrzebuje moich wnętrzności, a ty tak mnie ściskasz że zaraz wszystkie podejdą mi do gardła. - szlak, niestety miał racje. Założyłam kurtkę chłopaka i ruszyliśmy dalej.
Mówiłam już że nienawidzę motorów ? Im szybciej jechaliśmy, tym bardziej przypominałam sobie chwile z moim ex. Nick nigdy nie jeździł wolno, zawsze zapierdalał jak głupi. Może to tę jego szaloną naturę tak lubiłam, a nie jego ? To by wyjaśniało moją wyjbke na rozstanie z nim.  Po drodze minęliśmy fotoradar, który oczywiście zrobił nam piękne zdjęcie. Super jeszcze tego mi brakowało i tak nie czułam się bezpiecznie, a tu jeszcze to. Nigdy nie czułam się dobrze w kontakcie z innymi pojazdami. Najbezpieczniej czułam się w swoim samochodzie, nie czując tego silnego wiatru, mogąc puścić sobie głośno muzykę, a przede wszystkim uspokajała mnie świadomość że jeśli już dojdzie do wypadku to nie zginę na miejscu. Dojechaliśmy do warsztatu.
- A skąd ty wo gule wiedziałeś że to tu ? - powiedziałam schodząc z motoru
- Nie jestem głupi, twój ojciec mówił że będziemy mieli nową, domyśliłem się. Choć na koniec odwiozę cie do twojego samochodziku na poboczu.
- Czyli tatusiek już się mną pochwalił ? - Kastiel tylko prychnął i oboje weszliśmy do warsztatu 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz